Subtelność. Skromność. Dyskrecja. Wzruszenie domem. Szacunek dla starszych. Miłość do dzieci. Sympatia dla codzienności. Głęboka tkliwość i czułość dla świata. Wszystko to splata się w rękodziele, którego obecność w naszej bibliotece odwraca tradycyjne porządki niskiego i wysokiego i uparcie przekonuje, że przestrzeń galerii to nie tylko miejsce dla malarstwa, fotografii, rysunku czy rzeźby. Koniec lata i początek jesieni, czas, w którym zatrzymani jeszcze w letniej rzeczywistości stopniowo odbiegamy w refleksję, pragniemy poświęcić temu, co jednocześnie ma wymiar praktyczny oraz wywołuje namysł, łagodząc obyczaje. Twórczyni prac zgromadzonych na naszej ostatniej, jesienno-letniej wystawie, Pani Teresa Cheromińska, w rozmowie z nami uświadamia, że haftowanie i szydełkowanie to nie tylko nauka cierpliwości, sposób na nudę czy pokazanie własnych umiejętności oraz talentu, lecz także wyraz uczuć, przekaz dobrych myśli – ustawione za pomocą krzyżyków i kolorów życzenie.
MBP: Patrząc na tak dużą ilość pięknych, stworzonych z ogromną precyzją prac, nietrudno zgadnąć, że jest Pani jedną z najbardziej utalentowanych hafciarek amatorek. Widać, że kocha Pani to zajęcie. Kto zaszczepił w Pani ducha haftu? Jak i kiedy zaczęła się ta wielka pasja?
TCh: Właściwie przyszła do mnie z czasem. Kiedy przeszłam na emeryturę, powoli zaczęłam narzekać na nudę. Do dziś pamiętam moment, w którym przeglądając jedno z pism kobiecych, natknęłam się na zdjęcia obrusów zdobionych haftem richelieu. Ich wzory były tak niespotykane i zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że postanowiłam spróbować stworzyć podobne. Od tej chwili stałam się samoukiem, dzielnie znoszącym swoje małe porażki (wielokrotnie trzeba było coś popruć, poprawić). Do wszystkiego doszłam sama.
MBP: Czy mogłaby Pani opowiedzieć o procesie powstawania tego haftu?
TCh: Na płótnie umieszczamy kalkę, na niej zaś pergamin z wzorem. Skrupulatnie odrysowujemy wzór, uważając, by całość się nie poruszyła. Gdy po zdjęciu kalki i pergaminu mamy pewność, że wzór poprawnie się odbił, rozpoczynamy fastrygowanie ściegiem łańcuszkowym. Następnie dobieramy odpowiednie kolory muliny i dokładnie, równiuteńko wypełniamy fastrygę haftem richelieu. Po skończeniu pracy pierzemy, gotujemy i krochmalimy płótno. Prasujemy je na lewej stronie. Tak przygotowany wzór wycinamy wreszcie nożyczkami, pilnując, by nie przeciąć nici.
MBP: Nie brzmi to skomplikowanie, ale zapewne wymaga nie lada precyzji i zręczności. Wykonując swoje prace, posługuje się Pani jeszcze innymi technikami. Dominuje wśród nich haft krzyżykowy. Czy jest on trudniejszy do wykonania niż przywołany richelieu?
TCh: Tworzenie obrazów z wykorzystaniem haftu krzyżykowego jest dla mnie zdecydowanie łatwiejsze, bowiem cała trudność przy pracy z richelieu opiera się na niepewności. Nigdy nie wiadomo, czy uda się równo nałożyć i odbić wzór.
MBP: Czy w tym wypadku trudniejsze oznacza bardziej cenione?
TCh: O tak! Przeze mnie na pewno. Nie tylko ze względu na większą satysfakcję. Choć pokusa użycia haftu krzyżykowego wzrasta z wiekiem (śmiech), to zdobienia richelieu niezmiennie urzekają mnie elegancją.
MBP: Bardzo efektowne są również serwety zrobione przez Panią na szydełku.
TCh: Szydełkowaniu poświęcam się okazjonalnie. Jajka, bombki, zwierzątka, maskotki zwykle przeznaczam na prezent.
MBP: Zupełnie jak w myśl zasady zawartej w jednym z poradników z 1891 r., w którym zaleca się kobietom trudniącym się rękodziełem: „Jeżeli przyjdzie wam myśl sprawienia rodzicom waszym przyjemności, wtedy ofiarujcie im na gwiazdkę lub imieniny jakiś utwór rąk waszych. Robota taka więcej jest warta od każdego zwyczajowego podarku, bo razem z nią postępują także myśli nasze, odnoszące się do tej osoby, dla której jest przeznaczoną”.
TCh: Oczywiście. Podarunki, które tworzymy sami zawsze miały i będą miały dla mnie największą moc. Moc wyjątkowości, szczerości, bliskości. Tego nie można kupić.
MBP: Teraz rozumiemy, dlaczego tak rzadko sprzedaje Pani swoje prace. Kogo zatem lubi Pani obdarowywać najbardziej?
TCh: Rodzinę, zwłaszcza wnuki. Przeznaczona i przekazana na pamiątkę haftowana poszewka na poduszkę czy kapka do wózka daje mi poczucie udziału w pielęgnowaniu tradycji rodzinnych, ustanawiania ciągłości, jedności. To dla mnie wartość nadrzędna, dlatego staram się, by taki prezent był dobrze przemyślany. Nie znaczy to, że nie stać mnie na spontaniczną niespodziankę dla przyjaciół, znajomych.
MBP: A ile czasu zajmuje Pani wykonanie takiej niespodzianki?
TCh: Wszystko zależy od rodzaju haftu, wzoru, wielkości pracy, kolorów, no i w przypadku haftu krzyżykowego – rozkładu światłocienia. Jednak opracowałam ministrategię (śmiech). Obliczyłam, że trzydzieści minut to średnio dziesięć na dziesięć kratek (dwa i pół centymetra) wykonane haftem krzyżykowym. Przydaje się, gdy się spieszę.
MBP: Czy w tej pogoni czasu zdarza się Pani wykonywać prace automatycznie, z pamięci?
TCh: O ile szydełkowanie w ten sposób sprawdza się, o tyle tworząc pozostałymi technikami, stale potrzebuję wzoru.
MBP: Czym kieruje się Pani w jego wyborze? Sama Pani dobiera?
TCh: Większość wzorów wybieram sama, ale sugeruję się też zdaniem znajomych, którzy niekiedy pomagają mi w zakupie. Zresztą nie tylko znajomi. Na przykład niedostępny już wzór Cztery pory roku udało mi się zdobyć tylko dzięki uprzejmości toruńskiego wydawnictwa Kokardka.
MBP: Cztery pory roku są Pani ulubionym tematem?
TCh: Mam do niego ogromny sentyment, ale chyba najbardziej lubię haftować kwiaty. Dużą wartość stanowią dla mnie również prace o tematyce religijnej.
MBP: A co jeszcze chciałaby Pani przedstawić? Czy istnieje taki obraz, który byłby dla Pani wyzwaniem?
TCh: Biorąc pod uwagę wielość szczegółów, w tym postaci, oraz różnorodność barw, z pewnością byłaby to Bitwa pod Grunwaldem. Stworzenie tego obrazu haftem krzyżykowym to moje wielkie marzenie. Nie wiem, czy się uda, ale najważniejsze, że jestem zmotywowana.
MBP: A jak zmotywowałaby Pani wszystkich początkujących? Możemy prosić także o słowa zachęty dla osób, które nigdy wcześniej nie interesowały się rękodziełem?
TCh: Nie potrafię chyba nikogo przekonać, ale myślę, że jeśli już ktoś podejmuje się wykonania pracy podobnej do moich, a chciałby, żeby to, co wyjdzie spod jego ręki, budziło zachwyt albo chociaż sprawiało satysfakcję i przyjemność, to powinien temu poświęcić trochę uwagi. Wykazać się starannością, dokładnością. Na to wszystko musi się znaleźć przecież trochę czasu. To jest właśnie działaniem zbawiennym całej „zabawy” w rękodzieło, którego tworzenie wymusza na nas konieczność oderwania się od naszych codziennych nieprzyjaciół. Trosk, wiecznego pośpiechu, zniecierpliwienia…
MBP: Z jednej strony uciekamy od rzeczywistości, tej niechcianej. Z drugiej stale tkwimy w tej ulubionej.
TCh: Właśnie. Bo czym są te haftowane postaci, jeśli nie pupilami – naszymi kochanymi pyszczkami, bohaterami kreskówek, przyrodą podziwianą za oknem? Jak się dobrze przyjrzeć, to nasze najbliższe otoczenie.
MBP: Chce Pani powiedzieć, że w tych wszystkich kokardkach i supełkach skrywają się odbicia naszych tęsknot, polubień, chwil, wartości, które chcielibyśmy zatrzymać?
TCh: Tak. Dlatego moim zdaniem osoba rozpoczynająca przygodę z rękodziełem powinna najpierw rzucić okiem na swoje życie, zajrzeć głęboko w siebie. Wtedy pojawi się refleksja o tym, kim jesteśmy. Refleksja, która na pewno zaprowadzi do odpowiedzi na pytanie, z czym, wśród jakich bibelotów, zabawek, tkanin pragniemy żyć. Bez niej rękodzieło to tylko kawałek muliny i płótno.